Zimowa samotność

       ZIMOWA SAMOTNOŚĆ

 Latem gabinet psychoterapeuty  jest prawie pusty. Jest wtedy ciepło, dzień jest długi, a więc i nastrój lepszy. Łatwiej sobie radzić z /słoneczną/ codziennością. Łatwiej jest się czymś zająć i nawet łatwiej znieść spadające na człowieka nieszczęście. Pozostałe pory roku, choćby obfitowały w wiele miłych wydarzeń, bardziej skłaniają do głębszych, i czasami trudniejszych, refleksji. A także do pracy z psychoterapeutą.

Paradoksalnie, dla wielu z nas jednym z najtrudniejszych okresów roku jest  zimowy czas świąt Bożego Narodzenia i przełomu roku. Wtedy to często konfrontujemy się z własną sytuacją  i dokonaniami, oraz dokonujemy wszelakich bilansów. Bilanse mają jednak to do siebie, że zawsze pozostawiają jakieś „ALE”. Bez względu, czy robi je ktoś, kto ma i  osiąga wiele, czy tez ktoś taki, kto ugina się pod ciężarem nieszczęść lub  niesprzyjających okoliczności. Myślenie, że „mogłoby być lepiej” skutecznie zabija radość z tego co jest. A przecież w tym co jest, zawsze można dostrzec, choćby najmniejsze, pozytywne elementy!  Oczywiście, jeżeli ktoś chce je zobaczyć i docenić.

           To czas, gdy spotykamy się z rodziną i bliskimi. Bywa, że trudnych uczuć do tzw. „najbliższych” nie przysłoni choinka i góra prezentów. Że silniejsze są urazy, czy  ból – zadawniony lub obecny. Że tam, gdzie oczekiwalibyśmy serdeczności, spotykamy chłód. Możemy przecież  mieć dość toksycznych uwag ubranych w odświętny uśmiech,  niby– troski podszytej zjadliwością czy obojętnością lub zwykłej głupoty i nietolerancji. Jednak czasami to także my przerzucamy na  innych nasze różne  frustracje,  stres lub złość za niespełnianie, bywa że nierealnych, oczekiwania.

Jest wiele osób, które nie mają z kim się spotkać.  Mężczyźni i kobiety, młodzi i starzy. Porzuceni przez partnera czy partnerkę. Wzgardzeni i opuszczeni przez córki, synów lub współmałżonka… Te osoby spostrzegają ze smutkiem, że  w tych dniach nawet na Facebooku czy Sympatii jest pusto.

To trudny czas także dla tych, którzy owszem, mają kogoś bliskiego – np. starą matkę lub ojca. To ci z nas, którzy muszą poświęcać swój czas i siły na doglądanie i opiekę nad kimś, który takiej opieki już bardzo potrzebuje…   Takie osoby żyją   często w rozdarciu pomiędzy  radością, a smutkiem i złością. Radością, że ta bliska osoba jeszcze żyje i że są jeszcze te, być  może ostatnie, wspólna Święta. Smutkiem, że ten  wigilijny dzień nie przypomina dawnych, beztroskich, Wigilii. I często nieuświadamianą złością  na brak sił do opieki i na totalne „uwiązanie” przy starym, niedołężnym człowieku.

             Stojąc na ulicy zawsze nam się wydaje, że za tamtym rozświetlonym oknem żyją ludzie bez zmartwień. Że tam jest prawdziwa Wigilia. Że tam jest szczęście, którego nie ma koło nas. Zagubiliśmy własną wewnętrzną intuicję i mądrość.  Uwierzyliśmy, że definiują nas oceny innych, że definiuje nas praca. To niby pomaga w prosty sposób odpowiedzieć sobie na pytania, na które kiedyś większości odpowiadała religia: kim jestem i jaki jest cel mojego życia.

Kultura masowa przekonuje nas, że definiuje nas stan posiadania. Pracujesz, zarabiasz, wydajesz, pokazujesz innym ile wydałeś – jesteś „kimś”. Interesujące  dla innych  jest nasze „ bycie „zajętym”, bycie „na topie”. Nie pracujesz, nie masz pieniędzy, nie  błyszczysz, a może masz jeszcze inne kłopoty?  – Nie jesteś atrakcyjny. Jesteś „nikim”.  „Nie możesz” być szczęśliwy.

           Niestety, większość z nas coraz częściej zaczyna utożsamiać się z takim sposobem myślenia. A ponieważ codzienność nie jest pasmem beztroski i sukcesów,  pojawia się w nas  zniechęcenie, wyczerpanie, zobojętnienie i wrażenie duchowej pustki.  Coraz bardziej zaniedbujemy  relacje z ludźmi. Gdyż one są  wymagające i czasochłonne. Wycofujemy się z życia społecznego i ze spotkań ze znajomymi. Rodzinę traktujemy jak partnerów  w „życiowym biznesie”. Jesteśmy ciągle zmęczeni i sfrustrowani.

Nasz wolny czas, który moglibyśmy przeznaczyć na bycie z innymi w głębszej, osobistej relacji, coraz częściej zabijamy zarabianiem na jeszcze większy telewizor i wczasy na Majorce.  Kontakty społeczne zalewamy erzacem Facebooka. Tam przecież musimy opublikować  te zdjęcia z Majorki…  A więc znowu „nie ma czasu” na zwykłe spotkania, przyjemności, na spokojne, głębsze  rozmowy. Na celebrowanie codzienności. Na  prze-żywanie  codzienności. To sprzyja poczuciu beznadziei i osamotnienia.

               Czując tą świąteczną i zimowa samotność musimy sobie uświadomić, głęboko przeżyć  i przyjąć do siebie banalne prawdy:

– Że nie uciekniemy od stresu dnia codziennego. Od straty naszych bliskich. Od chorób i śmierci, Że każdy, już ubiegły rok, przyniósł smutki /i może także radości/, których się nie spodziewaliśmy. Że jesteśmy o rok starsi.

–  Że tak naprawdę, w dużym stopniu od nas zależy jaki będzie ten nadchodzący rok. Czy zdobędziemy się na wysiłek pracy nad sobą i  na trud budowania lepszych relacji z najbliższymi. Czy chcemy i czy zaczniemy zmieniać na lepsze naszą własną rzeczywistość. Naszą własną codzienność.

Płonące lasy Australii są ważne, ale jeszcze ważniejsze są nasze ‘płonące” relacje z naszymi dziećmi, z partnerami, małżonkami, sąsiadami. Ważniejszy jest nasz czas tracony  na gonienie za mirażami, że kiedyś zaczniemy spokojniej,, czy „lepiej” żyć. Czas tracony na kupowanie – zwłaszcza na Święta –  błyskotek, które mają być wyznacznikiem „udanego życia”. I czas tracony na obwinianie innych za nasza obecną, nie satysfakcjonującą,  sytuację.

        Antidotum  może być refleksja nad sobą. Nad swoimi prawdziwymi pragnieniami oraz sposobami ich realizacji. Trzeba  „walczyć” o dobre życie dla siebie. O życie z poczuciem własnej wartości i sensu. O satysfakcjonujące relacje z ludźmi –  z bliskimi i z tymi mniej znanymi.  O poczucie, że nie ranię innych i nie pozwalam siebie ranić.

Zróbmy coś dla siebie. – Choćby na początek miałoby to być cos bardzo, bardzo małego i, dla innych niepozornego.  A to wszystko po to, aby  ten kolejny, przyszłoroczny świąteczno-noworoczny okres nie był czasem kolejnej  zimowej chandry, poczucia bezsensu i samotności.I nie chodzi tutaj o żadne noworoczne postanowienia. Chodzi o zmianę w nas. O bardziej świadome życie TU i TERAZ.

Jerzy Smakosz

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *